Medycyna ludowa oparta była na ziołolecznictwie. W każdej wsi znajdowały się „babki”, „wiedźmy” (kobiety) lub „szeptuchy” (kobiety i mężczyźni). Były to osoby, zajmujące się uzdrawianiem chorych i odpędzaniem złych uroków. Uważano, że profesją tą może się parać tylko najstarsza osoba z rodzeństwa (pierworodna). Ludność nazywając ich tak, nie miała jednak na myśli ich mocy magicznych. Nazwa „wiedźma” pochodziła od „wiedzy”, stąd też niezamężne, młode dziewczęta nazywano „niewiastami” – „nie wiedzącymi”. Działanie ziół zazwyczaj wspomagano modlitwami. Stąd właśnie pochodziły nazwy „szeptuch” i „szeptucha”. Czasami dokonywano również specjalnych obrzędów.
Do obrzędów takich można zaliczyć popularne do dziś na naszych terenach przelewanie jajka. Stosuje się je u małych dzieci, które z jakiegoś powodu bardzo dużo płaczą. Mówi się, że mogły się czegoś bardzo przestraszyć, albo ktoś je zauroczył. Aby do takiego zauroczenia nie doszło, do wózka przywiązuje się czerwoną kokardkę, natomiast, jeśli ktoś spotyka małe dziecko, nie powinien zbyt wylewnie zachwycać się nad jego pieknęm, bo wtedy właśnie dochodzi do zauroczenia. Jeżeli już powie głośno np., „jaki piękny!”, powinien splunąć przez lewe ramię, aby odgonić rzucony urok. Jeśli jednak dziecko i tak zostanie zauroczone lub przestraszone i płacze po nocach, należy pojechać do „szeptucha”. Przelewa on jajko nad głową dziecka, odmawiając modlitwy „Ojcze Nasz”, „Zdrowaś Mario” i „Wyznanie Wiary”. Podobno jajko wtedy zaczyna być mętne, ponieważ zabiera strachy lub uroki. Do dziś w okolicach naszego miasta mieszkają 2 osoby, zajmujące się takim uzdrawianiem.
Popularne, drobne wierzenia, dotyczą najczęściej powodzenia, dostatku lub zamążpójścia. Dziś są powtarzane często prześmiewczo, choć nadal wiele osób stosuje się do nich „na wszelki wypadek”. I tak nie należy stawiać torebki na podłodze, ponieważ nie będzie się mieć pieniędzy. Przed dłuższą podróżą należy na chwilę usiąść, aby dojechać bezpiecznie do celu i załatwić zamierzoną sprawę. Nie należy siadać do posiłku na rogu stołu, jeśli jest się panienką lub kawalerem, ponieważ wróży to staropanieństwo. Nie można spać z nogami w kierunku drzwi wyjściowych, ponieważ jest to ustawienie „do śmierci” (w taki sposób tradycyjnie wynosi się zmarłą osobę z domu). Nie należy się witać, żegnać, ani podawać sobie niczego nad progiem domu – jest to wierzenie związane z bardzo starą tradycją chowania zmarłych przy progach domostw. W razie burzy należy zapalić świecę gromniczną i postawić ją w oknie – dzięki temu pioruny ominą dom. Wierzeń takich było bardzo dużo, przetrwały do dziś tylko nieliczne.
Najważniejsze jednak pod kątem medycyny i wierzeń były zioła. Uważano, że mają one magiczne moce. Na przykład ziele lubczyku uznawano za eliksir miłosny. Jeśli jakaś dziewczyna chciała kogoś w sobie rozkochać dodawała lubczyku do jego potrawy lub napoju i mu go podawała. Mirt był symbolem dziewictwa i wspomagał płodność. Dlatego hodowano go w doniczkach we wszystkich domach, gdzie mieszkały młode panienki, a następnie wplatano w ślubne wianki. Ruta była uważana za afrodyzjak, sadziły ją w ogrodach panienki, które chciały jak najszybciej znaleźć męża. Uważana była za skuteczną pomoc przeciwdziałającą staropanieństwie. Rozmaryn natomiast służył wierności, dlatego też po ślubie panna młoda przypinała bukiecik z rozmarynem do kamizelki pana młodego. Oczywiście codzienne zastosowanie miały zioła, które dziś już mają udowodnione działanie naukowe: kora brzozy, na obniżenie temperatury; wywar z lipy, jako środek napotny; kora dębu, stosowana miejscowo w zapaleniach narządów rodnych, hemoroidach i owrzodzeniach; rumianek, jako środek przeciwzapalny; lawenda, na uspokojenie; nasiona końskiego szczawiu na biegunkę; syrop z mlecza na wzmocnienie, a zmieszany z zielem tymianku, jako środek wykrztuśny; syrop z sosny na kaszel i przeziębienie. Są to jedynie nieliczne przykłady wiedzy naszych przodków. Z niektórych z nich się dziś śmiejemy (jak na przykład środka zapobiegającemu ciąży, którym było trzykrotne splunięcie do studni), z niektórych natomiast moglibyśmy wyciągnąć bardzo dużą wiedzę, dotyczącą zasobów natury, z których przestaliśmy korzystać, na rzecz chemicznych środków zapewnianych przez koncerny farmaceutyczne.