Dzieci żyjące niegdyś na naszym terenie bardzo szybko musiały zajmować się pracą. Ze względu na biedę i dużą ilość obowiązków gospodarczych już najmniejsze dzieci miały swoje zadania do spełnienia. Była nimi głównie opieka nad zwierzętami: pasienie gęsi, kóz czy krów. Im dzieci bardziej rosły, tym trudniejsze obowiązki musiały wypełniać. Wzrost wiązał się jednak z pewnymi przywilejami – najbardziej wyrażonymi w ubiorze. To właśnie najstarsze dziecko, chodzące do szkoły, miało szansę na przykład otrzymać skórzane buty (były one bardzo drogie, najczęściej rodziny posiadały jedną parę butów dla wszystkich dzieci)1. Początek dojrzewania – a tym samym wzrost piersi – wiązał się dla dziewczynek z otrzymaniem pierwszego gorsetu, używanego w czasie świąt. Chłopcy najczęściej idąc do gimnazjum dostawali kamizelę i maciejówkę.
Młodzież miała małą ilość wolnego czasu, – ponieważ trzeba było pomagać w domu. Często jednak wykorzystywano możliwość wspólnej pracy. Razem zajmowano się wypasem zwierząt, nawzajem pomagano w pracy w polu. W tym czasie młodzież ze sobą rozmawiała i się bawiła. Młodzi ludzie też coraz częściej byli zapraszani do zabawy przez dorosłych, z każdym rokiem coraz bardziej wchodzili w ich świat. Pojawiali się na urodzinach, czy imieninach, a także wiejskich lub miejskich potańcówkach. Wyjątkową formą było wesele, w którym młodzi drużbowie mogli uczestniczyć całkowicie, wypełniając do tego istotną rolę w czasie obrzędów. Młodzież próbowała zachowywać się jak dorośli, czego dowód możemy odnaleźć np. w przyśpiewkach:
„Oj, chłopaki pijecie, oj czym płacić będziecie,
oj zapłacą ojcowie, oj jak dadzą po krowie.
Oj jak dadzą po krowie, oj po jałówce drugi,
oj zapłacą, zapłacą, oj szynkorejce długi”.
Pomimo coraz większego uczestnictwa w życiu wsi, młodzież pozostawała młodzieżą. Dziewczęta nazywano „niewiastami” – od „niewiedzy”, a chłopców kawalerami. Ich zdanie nie liczyło się nigdy na równi z dorosłymi, a potrzeby były drugorzędne. Zmienić to mogło tylko jedno wydarzenie – ślub. Wtedy to dopiero młode małżeństwo stawało się dorosłymi, a zarazem pełnoprawnymi członkami społeczności. Gotowość do ślubu panienki była w ważny sposób zaznaczana – dostawała ona od ojca swoje pierwsze korale, a dla kawalerów, był to sygnał, że można starać się o jej rękę. Staropanieństwo, jak i starokawalerstwo nie było dobrze widziane, dlatego młodzież „w odpowiednim wieku” szybko starano się przekonać do małżeństwa. Brano pod uwagę względy miłosne i uczucia, jednak nie były one najważniejsze. Jeżeli związek był nieodpowiedni społecznie (często spotykany przykład szlachcica i dziewki chłopskiej), rodzina nie zgadzała się na ślub. Jeżeli natomiast panienka, czy młodzieniec, nie byli wcale zakochani, przekonywano ich, że ważniejszy jest dobry charakter wybranka, a nie uczucia, ponieważ te pojawią się po ślubie. Zresztą pojęcie miłości nie było tak powszechne jak dziś. Badacze etnograficzni, którzy pytali śpiewaczki i śpiewaków na naszym terenie o miłość do ich małżonków, często słyszeli odpowiedzi: „A czego mam go nie kochać? Dobry człowiek, nigdy mnie nie bił, nie pije i dobrze pracuje”, „Kochałem, to dobra kobieta była, zawsze obiad ugotowała, bez niej to mi bardzo ciężko”. Zapisano także relację: „Ja to się kiedyś zakochałam, ale mnie rodzice za niego nie dali. I dobrze, bo on potem swoją żonę bił”. Małżeństwo więc często sprowadzało się do dobrego życia razem, które dopiero budowało miłość, a nie do uczucia, które miało to małżeństwo rozpocząć.
1 B. Ogrodowska, Ocalić od zapomnienia, Polskie tradycje i obyczaje rodzinne, Warszawa, 2007